I znowu Konin, tym razem festiwal nr 35.
Tym razem pojechałyśmy same, chłopaki zostały na wsi. I później, żeby nie gapić się przez 2 godziny na rozdawanie nagród, podziękowań i ogólne dupolizanie. A jak dotarłyśmy w końcu (100 km jakby nie było), "uprzejma" pani powiadomiła nas, że biletów brak.
No ale od czego się ma zaradną mamę :-)
Wytrzymałyśmy do 23, a potem jeszcze półtorej godziny z powrotem, więc dotarłyśmy ciemną nocą przed 1. Ławki w konińskim amfiteatrze są tak mega wygodne, że do dziś to czuję na swej 35-letniej dupci. Bardzo przyjazne miejsce, szczególnie dla kobiet w ciąży, he he he. Następnym razem przyjadę z własnym krzesełkiem ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz